Przez ostatnie tydzien sporo sie dzialo. Po rescie Adam z Wojtkiem poszli wspinac sie na Maja Vukoces. Po biwaku  zrobili prawdopodobnie pierwsze przejscie sciany. Ma ona okolo 300 metrow. Wytyczona droga to okolo 500 metrow wspinania w trudnosciach do VI. Z ich relacji wynika, ze powstala bardzo ladna, lita droga. Do obozu wrocili tego samego dnia, wszystko poszlo zgodnie z planem.

Nastepnego dnia wybralismy sie (Andrzej i Mateusz) sie na nienazwana turnie w masywie Maja Scokistes (wyglada troche jak Dru). Zaliczylismy zapych, a potem kibel.  Cala akcja trwala 39 godzin. Sciana ma okolo 500 metrow, a droga pewnie jakies 650. Trudnosci dochodzily do VII-, na wielu wyciagach bylo duzo kruszyzny i caly czas bylo czujnie. Ze szczytu trzeba bylo zrobic zjazdy do podstawy. Poniewaz konczyly nam sie haki i spity, szosty zjazd wykonalismy na polaczonych linach, by moc dojechac do piargu za jednym razem. Nastepnego dnia trzeba bylo wrocic, podejsc do stanowiska i juz na raty zjechac do podstawy...

Poza tym zaprzyjaznilismy sie z pasterzami, ktorzy racza nas owczym mlekiem z korzuchem i meszkami. Coz, taka jest cena tutejszej wody. Troche z nami przesiaduja i integracja miedzynarodowa ma sie swietnie. Jest fajnie.